Ascetyczny wygląd tubki zapewne nie przyciąga wzroku, ale za to nawiązuje do idei kremu, który ma stanowić bazę pod makijaż. Wcielamy się więc w rolę malarza, który gruntuje swe płótno, na którym powstanie piękny obraz. Nasza twarz jest właśnie takim płótnem, z którego możemy naprawdę wiele wydobyć. Dobra baza pozwoli zatrzymać ten efekt na dłużej.
I nie ma co ukrywać - w tej kwestii krem spisuje się doskonale. Powleka twarz warstewką, która przedłuża trwałość makijażu i zapewnia kilkugodzinny efekt matu, tak przez nas często pożądany i trudny do osiągnięcia.
Kremy matujące testuję szczególnie chętnie, bo zmagam się z niemiłosiernym świeceniem i moja cera to szczególne wyzwanie. Niestety moja skóra lubi się do produktów tego typu przyzwyczajać, dlatego też zawsze oprócz kremu matującego mam w swoim zbiorze krem mocno nawilżający. Pomaga on utrzymać moją cerę w jako takim stanie.
Base Matte Creme to kosmetyk niezwykle lekki i o przyjemnym zapachu. Na twarz należy nałożyć dwie warstwy kremu w odstępach 1-2 minutowych. Wystarczy jednak użyć bardzo niewielkiej ilości produktu, co powoduje, że jest on bardzo wydajny. Prawie natychmiastowo wchłania się do matu i jakby zastyga na twarzy, co jest trochę wyczuwalne.
Niestety ma też swoje wady. Nazwałabym go raczej kremem matującym niż nawilżającym, bo ten drugi efekt jest słabo odczuwalny. Pamiętajmy, że każda cera, nawet tłusta, wymaga dobrego nawilżenia. Za taki sposób pielęgnacji odwdzięczy się nam bardziej niż przy stosowaniu samych kosmetyków matujących i silnie oczyszczających.
Dlatego kiedy mam gorszy dzień i czuję, że moja skóra jest ściągnięta i wymaga czegoś bogatszego, omijam jednak ten krem w swojej pielęgnacyjnej rutynie. Nałożyłam go raz na bardzo przesuszoną twarz i skończyło się to wyprowadzaniem skóry przez nakładanie bogatych masek kilka dni pod rząd.
Minusem jest też cena, bo waha się pomiędzy 40 a 50 zł. To dość spory wydatek, patrząc na ceny kremów drogeryjnych. Jednak jeśli macie poważny problem ze świeceniem się cery, to warto go mieć w swoich zbiorach.

Bardzo miło się czyta tą recenzję ;). Krem rzeczywiście nie jest tani, ale jeśli ma się sprawdzić przy świecącej cerze to może warto go kupić. Zapraszam na mójbblog: http://laydymami.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś dostałam próbkę tego kremu w aptece, rzeczywiście zastyga szybko i ma dość tępą konsystencję. Też się niemiłosiernie świecę i mnie on nie matuje na długo
OdpowiedzUsuńoddałam jedną tubkę mamie, druga grzecznie czeka aż zacznę używać:)
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt. Coś dla mojego tłustego nosa ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście efekt matu jest widoczny. Ja w tym momencie używam go tylko wtedy, kiedy naprawdę potrzebuję, żeby makijaż utrzymał się przez cały dzień. Przy codziennym stosowaniu zauważyłam, że troszeczkę zapychal moją skórę. Być może to efekt tego działania niczym baza ;)
OdpowiedzUsuńO rety, wieki mnie tu nie było! Bardzo fajny nowy wygląd bloga!
OdpowiedzUsuńCo do tej bazy to jest zdecydowanie moim ulubieńcem. Jestem w trakcie używania drugiego opakowania i już mi smutno na myśl o wydaniu 50 złotych na kolejne, ale to najlepszy produkt matujący, jaki używałam, więc kupię ponownie.
Na mojej tłustej skórze się nie sprawdził, więc oddałam siostrze. Z tego co wiem, ona jest zadowolona :)
OdpowiedzUsuń