października 16, 2014

Relacja na linii miłość - nienawiść | Inglot, Róż w kremie nr 88


Róż w kremie marki Inglot kupiłam już całkiem dawno temu. Jednak produkt ten wywołuje we mnie tak skrajne uczucia, że nie mogłam zdecydować się na jego recenzję. O swoich wątpliwościach pisałam Wam już wiele miesięcy temu w poście o tym, co warto kupić w Inglocie, a co lepiej omijać (klik).

Jednoznacznej opinii nie wyrobiłam sobie nadal, na co wskazuje tytuł tego wpisu. Dlatego też raz leży nieużywany przez dłuższy czas, bo się nie dogadujemy, a raz pałam do niego gorącą miłością.

Formuła różu w kremie bardzo mnie ciekawiła. Powinien szczególnie nadać się do cery suchej, normalnej lub mieszanej, kiedy policzki potrafią być przesuszone. Moja cera wprawdzie ostatnimi czasy zmierza w kierunku tłustej, ale też ma okresy, w których jest ściągnięta.


Kształt opakowania pozwala na używanie różu zarówno palcami, jak i pędzlem. Pudełeczko jest zgrabne i nie zajmuje zbyt wiele miejsca. Jest to najmniejszy róż w mojej kolekcji

Nie wiedząc, jak obchodzić się z produktem tego typu, chciałam postawić na kolor neutralny, który nie zrobi mi krzywdy. Pani w Inglocie doradziła mi odcień numer 88, który określiłabym jako ciepłą brzoskwinię z koralowymi nutami. Faktycznie wydaje się więc dość uniwersalny. 

Konsystencja różu jest dość charakterystyczna, bo z jednej strony kremowa, ale z drugiej pudrowa. Powoduje to, że w dotyku róż jest trochę tępy. Zapewne ta pudrowość przedłuża trwałość różu. 


Na razie wszystko wygląda dobrze. Na czym więc polega mój problem z tym różem?

Wszystko kręci się wokół aplikacji, która jest dość trudna. Czasem mamy z różem zły dzień i pojawiają się na mojej twarzy plamy. Przypudrowanie natomiast sprawia, że kolor jest zbyt delikatny i prawie niewidoczny, a ja uwielbiam mieć mocno podkreślone policzki.

Próbowałam więc różnych sposobów aplikacji i na razie najlepiej wychodzi mi pędzlem, przez robienie krótkich pociągnięć miejsce przy miejscu. Jeśli uda mi się go dobrze nałożyć, to efekt jest przepiękny. Róż ładnie stapia się z podkładem i daje efekt inny niż róże w kamieniu - linie są łagodniejsze, co sprawia, że rumieniec wygląda na naturalny. Ważne, żeby kosmetyk nałożyć na podkład, aby lepiej się utrzymywał i wtapiał. Można go też potem przypudrować. Nie trzeba go też używać zbyt dużo, dlatego na pewno posłuży przez długi czas.


Róż dodaje mojej twarzy świeżości i blasku. Dodatkowo kolor sprawia, że nie muszę używać bronzera, bo pod policzkiem sam powstaje cień, co nawet udało mi się uchwycić na zdjęciu.

Powyżej możecie obejrzeć, jak prezentuje się na moim licu (zdjęcia są nieretuszowane). Wybaczcie, że musicie z bliska oglądać moją cerę w obecnym wydaniu. Walczę nadal po zapchaniu porów przez krem BB i w ruch poszły już kwasy. Trzymajcie kciuki, żeby jej stan się poprawił ;)


Niestety w związku z tym, że moja cera się przetłuszcza, róż nie wytrzyma na niej całego dnia. Z oczywistych względów ściera się z niej szybciej niż róż w kamieniu. Cena nie jest wysoka, bo jest to trochę ponad 20 zł

Czy polecam? Tak, jeśli uwielbiacie róże, szukacie nowości, eksperymentujecie i potraficie tego typu kosmetyki nakładać. Nie, jeśli nie macie cierpliwości, bo trzeba mu poświęcić więcej czasu niż standardowemu różowi. 

8 komentarzy:

  1. Przede wszystkim bardzo ładny odcień różu! Ostatnio zaczęłam używać takiego brzoskwiniowego wpadającego lekko w róż i stwierdziłam, że chyba najlepiej czuję się w takim odcieniu. Zawsze bałam się róży w kremie bo mi się wydawało, że zrobią mi plamy na buzi. Jak widać moje obawy były słuszne, ale myślę, że trochę wprawy to załatwi. U Ciebie dobrze to wygląda, bo róż jest ładnie roztarty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego dnia właśnie mi się udało ładnie nałożyć, więc zrobiłam zdjęcia ;) Ale plamy też niestety się zdarzają :/
      Jeśli lubisz takie odcienie, to ten by Ci pasował. Wydaje mi się dobry dla bladziochów ;)

      Usuń
  2. Ma piękny odcień i aż żałuję, że nie będzie pasował do mojej karnacji. Ogólnie lubię róże w kremie i niezwykle miło wspominam Maybelline. Obecnie używam Bourjois, ale nie do końca mi odpowiada.

    OdpowiedzUsuń
  3. klikam w post o inglotowych rzeczach które polecasz i odradzasz a przenosi mnie do relacji ze spotkania bloggerek :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację! Musiałam coś źle przekopiować. Już poprawione :)

      Usuń
  4. Moim zdaniem pięknie prezentuje sie na twarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny ten róż! Tylko szkoda, że taki problematyczny. Nie używam różu w kremie, ale może kiedyś się skuszę - rzeczywiście wyglądają na twarzy bardziej naturalnie, jak prawdziwy rumieniec, lepiej stapiają się z twarzą.

    OdpowiedzUsuń
  6. na buzi prezentuje się ładnie, ale patrząc na konsystencję różu raczej nie potrafiłabym się nim umalować...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.

Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)