O szafirowym peelingu od Yoskine usłyszałam już kilka lat temu, ale dopiero niedawno pojawił się na mojej wishliście. I żałuję, że poznałam go tak późno, bo dla mnie jest to absolutne peelingowe odkrycie!
Już po rozerwaniu folii, którą zabezpieczone jest opakowanie, czujemy się naprawdę luksusowo, bo otacza nas wyrazisty zapach, który kojarzy się z zabiegami w SPA. Design opakowania też zdecydowanie nie przypomina produktów drogeryjnych. Czy to już nie brzmi dobrze? A będzie jeszcze lepiej!
Jestem zwolenniczką peelingów w formie kremu, a nie jedynie samych ziarenek, bo najczęściej mogę wtedy liczyć na wygodną aplikację i uczucie nawilżenia.
Co wyróżnia peeling Yoskine od innych? Powyższe zdjęcie może wydawać się niepozorne, bo gdzie ukryły się drobinki, które wygładzają skórę? Być może na pierwszy rzut oka ich nie widać, ale za to odczuwa się je z ogromną siłą. W kremie zatopiona jest ich duża ilość, ale za to niewielkich rozmiarów - porównałabym to do... papieru ściernego. To najmocniejszy peeling, jakiego używałam i bardzo mi to odpowiada, bo moja cera lubi czasem drastyczniejsze rozwiązania. Konsystencja powoduje, że kosmetyk doskonale nadaje się do dłuższego masażu.
Po użyciu skóra jest wygładzona, odświeżona, nabiera ładniejszego kolorytu, ale forma kremu zapobiega wysuszeniu. Ze względu na moc peelingu i w zależności od wrażliwości cery po zabiegu można odczuwać podrażnienie czy lekki dyskomfort, ale dość szybko on mija. Produkt zdecydowanie nie nadaje się do cer trądzikowych ze stanami zapalnymi, ale na pewno genialnie oczyści pory i pomoże w zmniejszeniu problemów z zaskórnikami.
Minusem może być parafina w składzie, ale jestem w stanie tę substancję zaakceptować w peelingu, który nakładam na twarz na chwilę, a potem zmywam.
Kosmetykiem jestem zachwycona i nie mogę się doczekać każdej kolejnej aplikacji i masażu twarzy. Ja zapłaciłam za niego 30 zł, ale wiem, że można dostać go taniej - jak na peeling cena nie jest najniższa, ale naprawdę warto, bo wystarczy na bardzo długo. Jest też dość łatwo dostępny, bo można go odnaleźć w popularnych drogeriach.
Uwielbiam, zachwalam i polecam. Koniecznie wypróbujcie!

Peeling wydaje się być ciekawy, tylko że jakoś ja bardziej wole peelingi enzymatyczne. Muszę zobaczyć czy ta firma taki posiada, może będzie równie dobry jak ten ;)
OdpowiedzUsuńO mocny zdzierak - lubię takie :)
UsuńBardzo ciekawy post, ale widzę ze chyba nie zarabiasz na swoim blogu. Znam dobry sposob na spieniężenie niemal kazdego typu strony, wpisz sobie w google - jak zarobić na blogu drugą wypłatę
UsuńMam skórę suchą i u mnie również piling z Yoskine sprawdza się świetnie:) kupiłam na promocji w SP za 19.90 zł;)
OdpowiedzUsuńO, widzisz - ja kupiłam w Douglasie, więc w sumie mogłam się spodziewać wyższej ceny. Moja koleżanka kupiła ostatnio ten peeling na promocji w Rossmannie i też była zadowolona już po pierwszym użyciu :)
UsuńPrawdę mówiąc chyba wcześniej o nim nie słyszałam. Działanie super, muszę koniecznie wypróbować. Wpisuję na wishlistę ;)
OdpowiedzUsuńMoże nie słyszałaś, bo był "modny" już dość dawno. Teraz się raczej o nim nie mówi. A szkoda, bo warto!
UsuńJa używam z Niemieckiej firmy AOK i też jest rewelacyjny ale niebawem trzeba się przerzucić na coś nowego!!
OdpowiedzUsuńSłyszałam o nim wiele dobrego, szczególnie o mocy zdzierania :D Też bardzo lubię takie silne peelingi bo mam dość odporną cerę którą trzeba porządnie oczyszczać :D Muszę się kiedyś na niego skusić ;D
OdpowiedzUsuńod czasu do czasu dobrze użyć takiego mocniejszego zdzieraka ;-)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo fajnie! Też od czasu do czasu lubię sięgnąć po jakiś mocniejszy zdzierak, po którym buzia lekko się zaczerwieni, ale będę czuć, że pozostała odświeżona i gładka!
OdpowiedzUsuńMyslałam, że będzie sporo droższy :P Może wypróbuję, gdy już skończę mój peeling Nacomi :)
OdpowiedzUsuń