15 lutego premierę będzie miała bardzo ciekawa na rynku urodowym pozycja książkowa. Skin Coach to lektura obowiązkowa dla każdego, kto walczy o piękną skórę i zmaga się z przeróżnymi problemami - trądzikiem, przebarwieniami czy przedwczesnym starzeniem. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwarte mogłam książkę przeczytać przedpremierowo i opowiedzieć Wam, czemu warto sięgnąć po tę pozycję.
Autorką książki jest Bożena Społowicz - kosmetolog i pierwszy skin coach w Polsce - która postanowiła podzielić się swoją wiedzą i wieloletnim doświadczeniem. Skin Coach nie jest zwykłą książką, to podręcznik, który nie tylko przekazuje informacje, ale przede wszystkim uświadomia, jak wiele czynników wpływa na naszą skórę. Celem skin coachingu jest doprowadzenie cery do takiego stanu, aby wykazywała cechy skóry normalnej. Zawiera jednak elementy mentoringu, wsparcia, budowania pewności siebie i samoakceptacji, dzięki czemu mamy poczuć się piękne, także bez makijażu.
Holistyczne podejście do tematu zdrowia skóry, to dla
mnie największa wartość tej książki. Wspólne spotkanie z autorką pozwala
poczuć się jak na indywidualnej sesji, a podejście do zagadnienia
obejmuje wiele aspektów. I choć wydaje mi się, że o skórze wiem całkiem
sporo, to dałam się zaskoczyć. Dlatego myślę, że po przeczytaniu nikt
nie będzie zawiedziony, choć książce trzeba poświęcić sporo czasu.
Styl
zdecydowanie nie przypomina pogawędki przyjaciółek o problemach z cerą,
ale bardziej wywiad przeprowadzany na nas przez specjalistę. Nie jest to książka, którą przeczytamy do poduszki w jeden wieczór. Lekturę
podzieliłam sobie na wiele małych części, aby móc jak najlepiej
skorzystać ze zgromadzonej tam wiedzy. Autorka nie rzuca słów na wiatr -
tłumaczy, jak konkretne substancje wpływają na skórę, omawiając jej
budowę i reakcje z perspektywy biologii.
Książka ma bardzo mądrą i przemyślaną budowę, która sprawia, że czujemy się jak na konsultacji ze skin coachem. Zaczyna od diagnozy naszej skóry za pomocą przygotowanego przez autorkę koła skóry. To jedna z moich ulubionych części Skin Coach - dała mi czas na sumienne przeanalizowanie swoich nawyków, zmusiła do refleksji, ale też zmian, o których opowiem Wam na końcu. Następnie przechodzimy przez typy skóry, plan pielęgnacji, makijaż, aż po przepisy na kosmetyki, które sami możemy wykonać w domu.
I choć dla mnie minimalizm kosmetyczny autorki jest zbyt daleko posunięty, to nie czuję dyskomfortu z powodu tego, że mam czasem inne zdanie niż ona. Autorka inteligentnie nakłania do zmian, zakładając plan minimum i plan maksimum, przy czym doskonale zdaje sobie sprawę, że każdy z nas ma swoje słabości i nawet dla niej 80% wykonania planu stanowi doskonały wynik. Najważniejszą lekcją, którą wyniosłam z lektury, było dla mnie to, że każdy mały krok może być kamieniem milowym. Każda wypita szklanka wody, każdy spacer na świeżym powietrzu i każde pół godziny tylko dla siebie (!) przybliża nas do zdrowego organizmu, a za tym także do pięknej skóry. I takie podejście niesamowicie mi się podoba.
Książka ma też słabsze strony, które nie zaniżają jednak jej wartości. Nie do końca przekonuje mnie oprawa fotograficzna, która według mnie bardzo często nie przystaje do treści i nie wnosi nic ciekawego poza przerwaniem bloku tekstu. Wyjątkiem jest tylko rozdział z kosmetyczną kuchnią, który został potraktowany ze zdecydowanie większym zaangażowaniem. Polecane przez skin coacha produkty niestety w ogromnej części objęły bardzo drogie kosmetyki, a ja chętnie zobaczyłabym też tutaj tańszą alternatywę. Dość kontrowersyjną sprawą może tu być podział cery ze względu na typ, bardzo minimalistyczny plan pielęgnacji czy krytyka nakładania na twarz olejów. Jestem jednak przekonana, że w każdym rozdziale znajdziecie jakąś wartościową wskazówkę dla siebie.
Jak wpłynęła na mnie książka? Przede wszystkim czytanie było chwilą dla mnie i mojej skóry, przyjrzałam się swojemu stylowi życia i popełnianym błędom. Na początek postanowiłam wprowadzić kilka małych zmian, do których od razu przekonała mnie autorka (zgodnie z założeniem, że każda z tych małych zmian jest bardzo ważna).
- swój poranek zaczynam teraz od szklanki wody z cytryną, która przynosi szereg korzyści dla organizmu. Dla mnie jest to też chwila na rozbudzenie i zdecydowanie łatwiej wstaje mi się w ten sposób, bo nie zrywam się szybko z łóżka, gdy tylko zadzwoni budzik.
- do swojej porannej pielęgnacji wprowadziłam serum z witaminą C, które ma działanie antyoksydacyjne, a więc zapobiega starzeniu się, ale także wspomaga ochronę przeciwsłoneczną (a jak wiemy, to bardzo ważny aspekt!).
- staram się zasnąć przed 23.00. Niestety nie zawsze jest to możliwe (ten post piszę właśnie przed 23.00 ;)), ale pozytywne skutki kładzenia się do łóżka ok. 22.30 są odczuwalne w zasadzie natychmiast, ponieważ nasz organizm regeneruje się najbardziej pomiędzy 23.00 a 1.00 w nocy.
- ograniczam fast-foody, gotowe dania i sklepowe słodycze. Te ostatnie staram się zastępować własnymi wypiekami, bo nie wyobrażam sobie życia bez cukru! Oczywiście pozwalam sobie na grzeszki, ale... naprawdę jesteśmy tym, co jemy!
- rozważam też wprowadzenie mycia twarzy tylko przegotowaną wodą. Myślę, że to może być ważny krok przy pielęgnacji mojej cery, która bardzo źle reaguje na wszelkie zmiany wody podczas wyjazdów.
Czy słyszeliście już o książce Skin Coach? Macie w planach jej przeczytanie?
* post powstał we współpracy z Wydawnictwem Otwarte

W jaki sposób serum z wit C wspomaga ochronę przeciwsłoneczna? Mi sie wydaje, ze wit C uwrażliwia na słonce i stosowanie jej bez filtrów przynosi odwrotny skutek. Czyli zamiast antyoksydacyjnie, wzmaga wytwarzanie wolnych rodników.
OdpowiedzUsuńMam szczere wątpliwości co do wiedzy autorki, ale to po lekturze jej bloga i wpisów udostępnianych na FB:) Książkę kupię pewnie na jakiejś wyprzedaży, promocji albo w antykwariacie, bo nie sądzę, bym dowiedziała się czegoś nowego,ale chcę mieć pewność, że moje podejrzenia co treści są prawdziwe. Szczególnie, że mam już książkę innej autorki - "Szczęśliwa skóra", gdzie łatwiej jest mi uwierzyć w to holistyczne podejście bo dziewczyna sama wyleczyła swój trądzik a teraz ma własną markę naturalnych kosmetyków :) A u Pani Bożeny widywałam już komentarze, że tak niby wszystkim pomaga, a jak ludzie próbują się do niej zgłosić, to nie odpisuje nawet na wiadomości. Albo jej przemiany "klientek" opisane na blogu a nie poparte żadnymi zdjęciami. Do tego marketing tej książki... Jest wszędzie, co troszeczkę też mnie odstrasza. Chociażby jak widuję ją ciągle na Instagramie, gdzie wydawnictwo wysłało ją nie do dziewczyn, które znają się na urodzie, ale do tych, które zajmują się urządzeniem wnętrz. Trochę mi nijak współgra to ze sobą :)
OdpowiedzUsuńJa też nie jestem przekonana co do "wielkiej wiedzy" tej autorki.
OdpowiedzUsuń