W zeszłym roku w czerwcu miałam okazję spróbować prawdziwego crème brûlée we francuskiej knajpce - mimo że ten deser wygląda i pachnie obłędnie, a ja jestem wielką fanką dań z jaj, to niestety przewrotnie to danie nie przypadło mi do gustu. Jednak zapach przypalonego, skarmelizowanego cukru, który odnalazłam w peelingu marki Perfecta, niesamowicie mi się spodobał, bo kojarzy mi się teraz z ważnym momentem w moim życiu, czyli pierwszą samotną podróżą i pierwszym lotem samolotem :) Już zawsze zapach crème brûlée będę łączyć właśnie z tą fantastyczną i pełną wrażeń wycieczką do Francji! To niesamowite, że co kilka dni pod prysznicem wracają do mnie te miłe wspomnienia. Woń jest jednak na tyle słodka, że dla wielu może być po prostu męcząca.
Sam kosmetyk jest naprawdę przyjemny - w końcu trafiłam na cukrowy peeling, który nie rozpuszcza się od razu po kontakcie z wodą albo brudzi wszystko naokoło olejem. Konsystencja przypomina mi trochę skrystalizowany miód połączony z żelem i bardzo fajnie sprawdza się podczas kąpieli. Kosmetyk łatwo też dzięki tej konsystencji oraz sporemu otworowi wyciągnąć z opakowania. Po wtarciu drobinek w skórę staje się ona przyjemnie gładka i nawilżona. Drobinki są dość duże i spełniają swoje zadanie, ale zarazem nie są zbyt ostre. Peeling zostawia po sobie film, który może być odczuwalny jako nieprzyjemny, jeśli nie lubicie takiego efektu. Trudno stwierdzić działanie ujędrniające, ale w tej kwestii nie spodziewałabym się cudów, choć skóra jest ładnie napięta. Wydajność określiłabym jako średnią - peeling wystarczy na 6-7 użyć, a za produkt zapłacimy ok. 20 zł w drogerii.
Niestety okazało się, że peeling cukrowy Perfecta ma nieciekawy skład. Pierwsze jego składniki to parafina (na którą bardzo uważam!), cukier (to akurat jest oczywiście w porządku!), krzemionka (która tutaj jest tylko zapychaczem poprawiającym konsystencję), a także PEG-40 Castor Oil, który jest kontrowersyjny, bo do produkcji PEG-ów stosowany jest bardzo szkodliwy gaz. Dopiero po tych składnikach możemy wypatrzeć olej ze słodkich migdałów, z nasion krokosza czy makadamia. Gdyby kolejność składników była odwrotna nie byłoby aż tak źle - na początku mielibyśmy wtedy świetnie działające oleje, a dopiero potem to, co poprawia konsystencję produktu. Akurat ten peeling znalazłam w jakiejś kosmetycznej paczce, ale po przeczytaniu etykiety na pewno zrezygnowałabym z zakupu w sklepie.
Pamiętajcie, żeby zaglądać do etykiet, zanim kupicie jakiś kosmetyk!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)