Jak pewnie już zdążyliście zauważyć, na blogu co kilka tygodni pojawia się test azjatyckich masek w płacie. Ja bardzo się cieszę z takiego obrotu sprawy, bo tego typu maski to jedno z moich pielęgnacyjnych odkryć roku. Jeśli jesteście ciekawi tych testów, zajrzyjcie pod poniższe linki:
Dzisiaj kolejna dawka masek od Skin79, tym razem z serii All That..., które miałam przyjemność przetestować dzięki uprzejmości drogerii Kosmetykomania. W jej skład wchodzą trzy wersje masek - węglowa, różana oraz aloesowa. Która z nich spisała się najlepiej?
Skin79, All That Black
Maska z węglem ma za zadanie oczyścić pory i wyregulować wydzielanie sebum. Porównując tę maskę do innych, których do tej pory używałam, ta jest wykonana ze zdecydowanie grubszego materiału. Otwory na oczy są bardzo malutkie, ale okazało się, że jest to cecha wszystkich masek z tej serii. Płat był dobrze nasączony i dobrze trzymał się skóry. Podczas aplikacji odczuwałam efekt chłodzenia oraz... lekkie mrowienie. Po zdjęciu moje policzki były ściągnięte, zauważyłam też, że kwiatowy zapach maski zmienił się na inny, dziwny. Nie było to jednak jakoś bardzo uciążliwe. Koloryt był wyrównany, a pory lekko oczyszczone. Zdecydowanie lepiej było następnego dnia - oczyszczenie było jeszcze wyraźniejsze, cera była zmatowiona, niedoskonałości pod koniec dnia ładnie zagojone.
Skin79, All That Rose
Wersja różana i aloesowa mają pewną cechę, która odróżnia je od innych masek. Posiadają dodatkową warstwę płachty, którą trzeba ściągnąć po nałożeniu maski na twarz. Ma ona po prostu ułatwić aplikację oraz rozwinięcie maski, ponieważ w tym przypadku maska jest bardzo cieniutka. Zaletą tej cienkości jest to, że genialnie przylega do skóry i nie ma szans na to, aby cokolwiek przesunęło się podczas zabiegu, nawet jeśli w tym czasie postanowicie zrobić coś bardziej intensywnego.
Ze względu na to, że maska jest różana, taki właśnie ma zapach. Ja za wonią róży nie przepadam, ale w tym przypadku nie jest intensywny, więc mi nie przeszkadzał. Zabieg był bardzo relaksujący dzięki chłodzeniu i efektowi nawilżenia. Koloryt cery był wyrównany, a zaczerwienienia zniwelowane. Skóra była miękka i napięta. Naprawdę zachwycona byłam jednak następnego dnia - cera była genialnie zregenerowana, czyli ogólnie w świetnej kondycji. Wyglądała na zdrową, była lekko zaróżowiona, niedoskonałości zostały zniwelowane, a makijaż pięknie się tego dnia trzymał, mimo że miałam na sobie ciężki podkład. Celem maski jest łagodzenie, ukojenie, nawilżenie i regeneracja - wszystkie obietnice zostały spełnione!
Skin79, All That Aloe
Wersja aloesowa maski najmniej przypadła mi do gustu. Faktycznie zauważyłam, że aloes zdecydowanie lepiej działa na moje włosy niż na twarz. Efekt chłodzenia był bardzo wyraźny, maska ma aloesowy, delikatny i odświeżający zapach. Po ściągnięciu skóra była orzeźwiona, ale maska dała zdecydowanie najmniejsze nawilżenie z trzech prezentowanych w tym poście, mimo że takie właśnie jest jej główne zadanie. Koloryt był wyrównany, a skóra była napięta, ale efekt nie był zbyt trwały i następnego dnia nie widziałam większej różnicy w kondycji cery, co miało miejsce w przypadku Black i Rose.
Jeśli szukacie fajnie oczyszczającej maski, polecam Wam serdecznie wersję węglową, jeśli ogólnie chcecie zregenerować swoją cerę - wersję różaną, która na pewno Was zachwyci. Maski możecie kupić w komplecie za 39,90 zł tutaj.
Czy Wy też uwielbiacie maski w płacie? Macie swoich ulubieńców?
*wpis powstał we współpracy z drogerią internetową Kosmetykomania

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)