Wczoraj w końcu miałam czas na to, żeby poświęcić go trochę więcej włosom. Zdecydowałam się na bardzo ciekawy zabieg - maskę, która umieszczona jest od razu... w czepku. Jak zapewne wiecie, odżywka, maska czy olej mają szansę lepiej zadziałać, jeśli zabiegowi będzie towarzyszyło ciepło, bo łuski włosa będą rozchylone i składniki odżywcze będą miały możliwość wniknąć głębiej w ich strukturę. I dlatego właśnie warto nałożyć na włosy czepek, a jeszcze lepiej zrobić to na przykład podczas kąpieli. Pamiętajcie, aby spłukać preparat chłodną wodą - wtedy łuski się domkną, a włosy staną się lśniące.
Przejdźmy jednak już szczegółowe do rytuału, który zafundowałam swoim kosmykom. Włosy dwukrotnie umyłam szamponem Buna do włosów cienkich i osłabionych - produkt mogę określić jako przeciętny. Nie szkodzi, nie wysusza i nie powoduje plątania, ale nie zauważyłam też po nim szczególnego efektu. Podczas drugiego mycia do mieszanki szamponu i wody dodałam kilka kropel osławionej esencji Andrea. Zdecydowałam się ją kupić, bo potwornie zaczęły mi wypadać włosy, szczególnie podczas czesania. Już myślałam, że ten produkt nie działa, ale ewidentnie potrzebuje on trochę więcej cierpliwości. Dziś zauważyłam na linii czoła baby hair, a na szczotce jest też mniej kosmyków.
Następny etap to właśnie maska w czepku od Biovene, którą ostatnio otrzymałam od marki w prezencie w paczce PR-owej - u mnie to wersja z olejem arganowym. Mam obawy, że przy długich i gęstych włosach czepek może być trochę za mały, ale może jestem przyzwyczajona do dużych, materiałowych turbanów, których używam na co dzień do osuszania włosów po myciu. Czepek jest wykonany z grubej tkaniny i dostosowujemy go do głowy, zaklejając go dołączoną taśmą. Po nałożeniu czepka dodatkowo masujemy głowę, aby lepiej rozprowadzić zawarty w nim produkt. Producent zaleca pozostawienie maski na włosach 20 minut, ja dałam jej pół godziny. Następnie dokładnie spłukałam kosmetyk i dodatkowo na skórę głowy nałożyłam żel aloesowy.
Włosy po wysuszeniu były przede wszystkim wygładzone i lśniące, nawet końcówki wyglądają zdrowo, a u fryzjera byłam (jeśli dobrze pamiętam) jakieś 4 miesiące temu (jak ten czas leci!). Efekt utrzymał się nawet dziś po kolejnym myciu. Trochę obawiałam się, że fryzura może być obciążona przez dużą zawartość olejów, ale nic takiego się nie stało. Efekty możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Myślę, że taka maska w czepku może być fajną opcją dla leniwych czy takich, którzy chcieliby olejować włosy, ale nie chcą się zajmować całą otoczką. Minus? Cena za jeden zabieg to aż 15 złotych - w tej cenie spokojnie kupimy puchę dobrej maski i zwykły foliowy czepek, a efekt będzie naprawdę porównywalny. Aktualnie w Rossmannie (gdzie dostępne są produkty Biovene) trwa promocja 2+2 właśnie m.in. na odżywki do włosów, więc to może być okazja na wypróbowanie tego typu produktu.
Co myślicie o masce w czepku? Wolicie gotowe czy jednak standardowe rozwiązanie?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)