Dopiero teraz dotarłam do takiego momentu w swoim życiu, w
którym zrozumiałam, że aby zadbać o
swoje zdrowie (a przy okazji o urodę) trzeba na ten temat spojrzeć
holistycznie. Nie wystarczy jedynie działać powierzchownie i „leczyć” objawy,
lecz warto głębiej zrozumieć swoje ciało i dowiedzieć się czego
mu brakuje.
Przez ostatnich kilka miesięcy zaczęłam się nad tym
wszystkim poważnie zastanawiać. Postanowiłam dociekać źródła problemów i wtedy
szukać rozwiązań, zadbać o siebie i swoje samopoczucie. Chciałam się dzisiaj z
Wami podzielić tym, co udało mi się już zrobić. Niektóre rzeczy są błahe, inne
natomiast spowodowały szereg zmian w stylu życia. Mam nadzieję, że być może
którąś z Was to zainspiruje czy zmotywuje do tego, by spojrzeć na siebie trochę
inaczej.
1. Zrobiłam podstawowe badania
Jestem osobą, która nie ignoruje symptomów swojego organizmu
i nie unika lekarzy, ale też brakowało mi swego rodzaju „przewodnika”, który
doradziłby mi, co powinnam skontrolować. Podstawową morfologię staram się robić
raz na rok / półtora roku. Ostatnie moje badania zostały zrobione jakoś na
początku roku i były bardzo dobre, więc nie byłam pewna, czy jest je potrzeba
teraz odświeżać. W końcu jednak zdecydowałam się na ten krok i okazało się, że
poziom moich białych krwinek jest dosyć niski. Było to dla mnie zaskakujące, bo
nie czułam się źle – może czasem trochę zmęczona, ale nie miałam ostatnio
problemów z brakiem odporności czy infekcjami. Na razie będę na siebie bardziej
uważać, a w razie potrzeby skonsultuję się z lekarzem.
Nowością dla mnie były badania hormonów tarczycowych. W
zeszłym roku lekarz zalecił mi zbadanie podstawowego parametru TSH, ale dopiero
teraz wgłębiłam się w temat i okazuje się, że ten jeden czynnik niewiele nam
mówi. Nie chcąc więc tłumaczyć się lekarzowi, zrobiłam badania prywatnie – nie kosztowały
aż tak dużo, a były bardziej szczegółowe. Oprócz TSH zawierały też takie
parametry, jak FT3, FT4 oraz badania autoprzeciwciał przeciwtarczycowych. To
ich wahania i duże rozbieżności mogą nam dopiero więcej powiedzieć o stanie
tarczycy. Pomimo że wyniki okazały się w normie, ja jeszcze rozważam wykonanie
USG tarczycy, które ostatni raz miałam z 20 lat temu.
Jako że przez długi czas prowadziłam dosyć stresujący tryb
życia, zbadałam także poziom witaminy D, kortyzolu oraz ferrytyny (jest to
białko odpowiedzialne za magazynowanie żelaza).
2. Wykonałam testy na nietolerancje pokarmowe
W zeszłym roku przez kilka miesięcy chodziłam regularnie na zabiegi kwasowe u kosmetologa. Z polecenia udało mi się trafić na cudowną babeczkę, której naprawdę zależy na tym, aby klientka pozbyła się swoich problemów, a nie zostawiła tylko u niej pieniądze. Widząc moje kłopoty z cerą, dokładniej z zaskórnikami i grudkami, oceniła, że jest to wynikiem nietolerancji pokarmowej – według niej ewidentnie coś mi w mojej diecie nie służyło. Długo opierałam się przed zrobieniem badań, bo niestety są one drogie, ale kiedy przeliczyłam, ile kosztowały mnie zabiegi kwasowe, wydanie 500 zł nie wydało się aż tak straszne. Tym bardziej, że okazało się, iż kosmetolog miał rację! Już wcześniej podejrzewałam, że mleko może przyczyniać się do powstawania u mnie niedoskonałości, a wyniki badań to potwierdziły. Nie toleruję kazeiny, czyli białka mleka krowiego, które niestety nie ulega rozkładowi pod wpływem temperatury. A to oznacza, że zmuszona jestem do całkowitego wyeliminowania nabiału z mojej diety. Całe szczęście poziom tej nietolerancji nie jest wysoki, ale daje już objawy kliniczne. Wyszło na jaw też jeszcze kilka drobnych rzeczy, jak np. pieprz, ale tutaj przebieg tej nietolerancji jest już bezobjawowy.3. Odwiedziłam trychologa i otrzymałam diagnozę
Konsultacja z trychologiem chodziła mi już po głowie od
dawna (zamierzona gra słowna ;)), ale… miałam problem ze znalezieniem
odpowiedniego specjalisty. W końcu udało mi się za bardzo sensowną kwotę
wyhaczyć pewien salon na grouponie. Byłam bardzo zaskoczona wizytą, bo
specjalista nie tylko zbadał skórę głowy pod mikroskopem, ale przeprowadził
bardzo szczegółowy wywiad i spisał zalecenia, jak wykonanie badań (co częściowo
już wypełniłam) czy zmiany w diecie. Co ciekawe, dał mi też diagnozę, którą
podejrzewałam od dawna, ale dermatolodzy mnie zbywali – czyli łojotokowe zapalenie
skóry. Na razie na podstawie zaleceń trychologa oraz researchu w Internecie i
własnej wiedzy wprowadzam intensywny i czasochłonny plan pielęgnacyjny. Jeśli
jesteście ciekawe, bardzo chętnie opiszę Wam go na blogu.
4. Wprowadzam zmiany w diecie
Aktualnie jestem w trakcie zmian w mojej rutynowej diecie.
Rezygnacja z nabiału to dla mnie duże wyzwanie, bo na tych produktach opierały
się moje posiłki… Na razie testuję produkty wegańskie i szukam tego, co
najbardziej mi smakuje. Mam tu na myśli w szczególności zamienniki mleka
krowiego i jogurtów.
Oprócz tego zgodnie z zaleceniami trychologa staram się
wprowadzić produkty zawierające antyoksydanty – witaminę A, E oraz C, a także
cynk. Antyoksydanty zapobiegają starzeniu się organizmu i powstawaniu nowotworów,
wspierają mechanizmy obronne naszych komórek. Jako że muszę zrezygnować z
produktów mlecznych, szukam też źródeł wapnia. Tutaj jeszcze długa droga przede
mną, choć od dłuższego okresu przykładam większą wagę do mojego żywienia. Teraz
muszę jednak temu poświęcić jeszcze więcej czasu i energii.
5. Piję 1,5 l wody dziennie
Na pewno dla ogromnej większości z Was picie wody jest
bardzo naturalną czynnością. U mnie to tak nie wygląda, bo rzadko czuję
pragnienie, więc nie sięgam automatycznie po coś do picia. Zdarzało mi się, że
przez cały dzień potrafiłam wypić tylko 4 kawy… Nie ma szans, żeby to nie
odbijało się na organizmie. Przeważnie do picia wody miałam słomiany zapał, ale
teraz naprawdę uparłam się, że wprowadzę ten nawyk w życie. Przyniosłam do
pracy półlitrowy shaker sportowy i cały czas mam wodę na biurku. Dodatkowo,
dodaję do niej sok aloesowy, który właśnie działa antyoksydacyjne, a także
wspiera odporność. Co ciekawe, kiedyś na konferencji dla blogerów dowiedziałam
się, że nie powinniśmy pić czystej wody, lecz przełamać czymś jej pH (np.
ogórkiem czy cytryną), bo w przeciwnym wypadku nie nawadnia ona naszego
organizmu, lecz jedynie przez niego przelatuje.
6. Kupiłam roczny karnet na siłownię i… zrezygnowałam z windy J
Właśnie kończył mi się mój roczny karnet na siłownię i
odnowiłam subskrypcję. Ćwiczę, ale za mało i zbyt nieregularnie, i naprawdę
chcę to naprawić! Trycholog zalecił mi nawet, jakie zajęcia powinnam wybierać –
streching, mobility, jogę, zdrowy kręgosłup i basen oraz… robić sobie dzień dla
siebie, właśnie z aktywnością fizyczną i relaksem. Część z tego mam zamiar
realizować, ale jednak mimo wszystko nie chcę rezygnować z bardziej
intensywnego fitnessu, jak zumba czy trampoliny.
Już kilka miesięcy temu postanowiłam zrezygnować z windy.
Muszę przyznać, że akurat to wychodzi mi
bardzo dobrze. To taka drobna zmiana, która jest błaha, ale robi coś dobrego
dla naszego organizmu. Mieszkam na
trzecim piętrze, więc nie jest to bardzo męczące (choć początkowo było, a to
zły znak!), wybieram schody nawet, kiedy jestem padnięta po całym dniu lub
wracam z miękkimi nogami z treningu. Z windy czasem zdarza mi się jeszcze
korzystać tylko w przypadku, kiedy mam ciężkie zakupy.
7. Zainstalowałam aplikację do liczenia kalorii
Na początku roku straciłam sporo kilogramów i niestety
aktualnie zmagam się z efektem jojo… Zainstalowałam więc aplikację Fitatu,
która liczy kalorie i dostarczane składniki odżywcze. Aplikacja naprawdę
otwiera oczy na pewne rzeczy i zwiększa świadomość, czy dobrze się odżywiamy.
Ja teraz już wiem, jakie produkty są bardzo kaloryczne, czego dostarczam zbyt
mało oraz ile powinnam jeść w ciągu dnia, by zachować dobrą formę. Okazuje się,
że do tej pory często moje porcje były zbyt duże, a głównym winowajcami wzrostu
wagi były makaron, chleb i zbyt późne, obfite kolacje (zamieniłam je na
bardziej treściwe śniadania, które traktowałam po macoszemu).
8. Włączyłam suplementację
Do mojej diety dołożyłam też niewielką suplementację na
podstawie potrzeb mojego organizmu:
- magnezu, ze względu na to, że piję duże ilości kawy,
- witaminę C, ponieważ zaczyna nam się sezon przeziębień, a moja odporność jest obniżona,
- witaminę D, bo choć według badań jest u mnie w normie, to przy tej niższej granicy. Dodatkowo zimą jej zapas będzie się stopniowo zużywać.
Post jest bardzo długi, ale tak naprawdę wiele tematów można
tutaj jeszcze rozwinąć, jak pielęgnacja włosów przy łojotoku, dieta, jak i to,
co jeszcze planuję zrobić w kierunku
swojego zdrowia. Mam nadzieję, że tego typu tematy są dla Was interesujące, bo
wydają mi się wyjątkowo ważne. Chciałabym, żeby blog nie był tylko zbiorem recenzji i trików, ale także
skłaniał Was do refleksji i robił coś dobrego!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)