Trzeba przyznać, że Douglas, nazywając swój tusz Devil Eyes, wykazał się sporą odwagą, bo to nazwa dosyć niebezpieczna. Nie wiem, jak Wam, ale mnie kojarzy się ona ze spojrzeniem, które jest hipnotyzujące, intrygujące i uwodzicielskie. Diabeł wszak ma nas skusić do rzeczy, które są... niepoprawne, jednak, aby to zrobić, musi być wyrafinowany. Trochę tak jak Woland z "Mistrza i Małgorzaty" - uosobienie zła, ale mające w sobie coś szarmanckiego. Ale czy ta maskara faktycznie jest warta grzechu?
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z makijażem, byłam zwolenniczką tradycyjnych szczotek w tuszach. Moje podejście jednak z czasem się zmieniło i teraz wolę wersje silikonowe - takie jak w tym przypadku. A to dlatego, że z natury mam dużo rzęs, ale są one bardzo cienkie i krótkie i taka szczoteczka lepiej sobie z nimi radzi. Co nie oznacza, że uważam tę za szczególnie rewelacyjną - dla mnie jest trochę za mało elastyczna.
A jak wygląda na oku tusz, możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Cóż, efekt nie jest zbyt porywający - dzienny, ale jednocześnie przeciętny. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że moje rzęsy są wyzwaniem, ale używałam już lepszych produktów. Konieczne jest nałożenie dwóch, a nawet trzech warstw, by uzyskać pogrubienie (ale już na granicy sklejenia) i lekkie wydłużenie. Ale to powoduje, że tego produktu jest dość dużo, w szczególności u nasady rzęs. Często zdarza się, że na dolnych rzęsach powstają grudki, które potem się rozmazują. Bardzo łatwo też podczas aplikacji zniszczyć nałożone wcześniej cienie - praktycznie za każdym razem muszę "czyścić" je z tuszu.
Niestety maskara nie należy też do najtrwalszych, bo zdarzyło mi się niejednokrotnie, że w drugiej połowie dnia pod oczami miałam czarne smugi. A jednocześnie produkt jest dość trudno usunąć, a próbowałam w tym przypadku różnych produktów do demakijażu. Rano notorycznie budzę się z resztkami w wewnętrznym kąciku oka.
Cena kosmetyku to 55 zł i jest to kwota, którą można określić jako przystępną / drogeryjną jak na tego typu produkt. Mam jednak wrażenie, że nie jest zbyt wydajny, bo nie używałam go zbyt długo, a już dobija dna. Bardzo szybko też gęstnieje i zasycha - na razie ratuję się moim sposobem z gliceryną, aby zużyć go do końca.
Ja nie dałam się skusić tuszowi Douglas? A Wy?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)