Na swoim blogu podejmowałam już temat żylaków. To nie jest tylko kwestia estetyczna, ale także zdrowotna. Niestety tendencja do powstawania żylaków jest dziedziczna, więc jeśli w Waszej rodzinie występują tego typu przypadki, warto tę kwestię obserwować. Mnie już zaczęło to przeszkadzać na tyle, że zdecydowałam się coś z tym zrobić. Decyzję, jaka metoda w Waszym przypadku będzie najskuteczniejsza, podejmie specjalista, czyli chirurg naczyniowy, do którego należy się udać na konsultacje.
Pierwsza wizyta u chirurga naczyniowego
Ja standardowo przed konsultacją u lekarza postanowiłam sprawdzić opinie i wybrałam chirurga z dużym doświadczeniem. Zdecydowałam się od razu na wizytę prywatną - wiedziałam, że na pewno nie będę chciała skorzystać z operacyjnego leczenia, a jednak lepiej, żeby to jeden specjalista prowadził nasz przypadek.
Wizyta była krótka i dosyć konkretna. Lekarz od razu przeszedł do wykonania USG żył metodą Dopplera. Do badania należy oczywiście rozebrać się z dolnych części ubrań i pozostać w samej bieliźnie. Stajemy na małej platformie z poręczą (żeby się przytrzymać), dzięki czemu lekarz ma łatwiejszy dostęp do nóg, a następnie przekręcamy po kolei nogi na bok i stajemy tyłem do lekarza. W tym czasie chirurg bada głowicą tętnice i żyły, czasem delikatnie uciska nogi, by sprawdzić drożność i przepływ krwi. Wyniki mamy więc od razu, bo lekarz na monitorze dokładnie widzi, które z żył są już nieczynne.
Specjalista uznał, że dla mnie najlepsza będzie miniflebektomia, czyli szydełkowane żył (opcja dobra, jeśli żylaków mamy niewiele), oraz zalecił mi wykonanie kilku badań, które miałam mieć ze sobą w dniu zabiegu.
Jakie badania musiałam wykonać?
Maksymalnie tydzień przed zabiegiem musiałam zrobić kilka badań z krwi, które miały dać lekarzowi informacje o ogólnym stanie organizmu, a także krzepliwości krwi, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Lekarz zlecił: morfologię, APTT, INR, jonogram, mocznik, kreatyninę oraz określenie grupy krwi. Co ważne, grupa krwi musi być potwierdzona dwoma badaniami. Nie możemy też tego wyniku po prostu wydrukować z platformy online, konieczny jest odbiór osobisty, a na wyniku znajdują się podpisy i pieczątki.
Miniflebektomia - jak wygląda zabieg?
Mój zabieg odbywał się z samego rana. Do kliniki udałam się na czczo i lekko zestresowana (w końcu to jednak zabieg) - ale uspokoję Was, że nie ma się czego bać :)
Lekarz zaprosił mnie do salki pooperacyjnej, gdzie mogłam się przygotować - przebrałam się w jednorazowe ubrania i przekazałam wszystkie badania. Musiałam chwilkę pochodzić po korytarzu, żeby żylaki stały się bardziej widoczne, a następnie lekarz zaznaczył je na skórze markerem.
Miniflebektomia przebiega w znieczuleniu miejscowym, czyli jesteśmy na stole operacyjnym, ale cały czas mamy kontakt z lekarzem, który na bieżąco kontroluje sytuację. Na czym to polega? Chirurg robi niewielkie nacięcia, a potem specjalnym szydełkiem wyrywa żyłę. Może brzmieć groźnie, ale muszę przyznać, że zabieg wyglądał chyba bardziej komfortowo niż wizyta u dentysty ;) Czasem odczuwałam lekkie uszczypnięcie lub ciągnięcie, ale miałam o wszystkim informować chirurga, który w tym miejscu strzykawką dokładał znieczulenie. Zdarza się, że rany mogą być szyte, ale u mnie były one tak niewielkie, że zostały tylko opatrzone plastrami. Następnie wspólnie z pielęgniarką lekarz nałożył specjalne pozabiegowe pończochy uciskowe, które widzicie na pierwszym zdjęciu z tego wpisu. Dodatkowo nogi zostały zawinięte bandażem.
Jak długo trwa rekonwalescencja? Praktycznie wcale, bo ze stołu schodzicie o własnych siłach i od razu można chodzić (chociaż raczej nie polecałabym prowadzenia auta czy jazdy MPK, bo każdy z nas reaguje inaczej - dobrze, żeby ktoś się Wami tego dnia zaopiekował). Możecie jednak liczyć na kilka dni zwolnienia lekarskiego, bo przez pierwsze dni mogą występować pewne niedogodności. Zabieg miałam wykonywany w czwartek, więc otrzymałam L4 na czwartek i piątek, a dodatkowo miałam czas na odpoczynek w weekend.
Miniflebektomia nie jest zabiegiem refundowanym - w tym momencie na NFZ możecie usunąć żylaki tylko w sposób operacyjny, co może niestety skutkować bliznami i dłuższą rekonwalescencją. Ile kosztowała mnie ta (nie)przyjemność? Sam zabieg to 1700 zł, ale trzeba do tego doliczyć dwukrotną wizytę u chirurga (u mnie 180 zł / wizyta) oraz badania krwi (ja za komplet zapłaciłam 126 zł). Łączny koszt wyniósł więc 2186 zł.
Po zabiegu
Tak jak wspomniałam wyżej, korzyścią z miniflebektomii jest to, że właściwie nie potrzebujemy czasu na rekonwalescencję. Pierwszego dnia rany faktycznie troszkę krwawiły i czułam lekki dyskomfort, ciężkość i jakby opuchliznę, ale nie określiłabym tego jako ból. Lekarz zalecił zmianę plastrów przez trzy dni, a następnie zrezygnowanie z opatrunku. Dobę po zabiegu lekarz przeprowadził konsultację telefoniczną, ale u mnie nie było żadnych powikłań. Przez trzy tygodnie konieczne jest noszenie pończoch uciskowych, dlatego warto mieć dwie pary na zmianę. Tutaj muszę przyznać, że po trzech tygodniach miałam już ich dosyć - na udach miałam wysypkę i podrażnienie, pomimo że każdego dnia pończochy były prane i dobrze wypłukane. Mają one jednak na sobie taki żelowy lep, aby trzymały się na nogach i on powodował u mnie dyskomfort.
Na powyższych zdjęciach możecie zobaczyć, jak przebiegał proces gojenia. Zdjęcie przedzabiegowe niestety wykonałam kilka miesięcy wcześniej i zapominałam go zaktualizować, ale nie było aż tak dużej zmiany w tym względzie. Po zdjęciu opatrunku siniaki objawiły się w całej okazałości, ale już po tygodniu zaczęły blednąć, a ślady po nacięciach były ledwo widoczne.
Po miesiącu powinnam udać się na wizytę kontrolną, ale wtedy wybuchła epidemia... więc do lekarza zawitałam po jakichś trzech miesiącach. Niepokoiło mnie jedno miejsce na prawej łydce (tam, gdzie był największy żylak), ale lekarz ponownie je przebadał i uznał, że jest to tylko pajączek i nie ma powodów do obaw. Można jednak terapię uzupełnić o skleroterapię (ostrzyknięcie, które powoduje obkurczenie żył), ale jest to bardziej kwestia estetyczna oraz tego, czy potrzebuję tego do dobrego samopoczucia - decyzję mam podjąć sama.
Co dalej?
Jak widzicie na powyższych zdjęciach bez retuszu moim nogom daleko do ideału. W drugiej kolejności planuję usunięcie okropnych rozstępów w dołach podkolanowych, których nabawiłam się w czasach nastoletnich. Myślę, że w przyszłym roku rozważę też skleroterpię, bo mam trochę pajączków, które mi przeszkadzają.
Aktualnie jestem już pięć miesięcy po zabiegu i absolutnie nie było żadnych skutków ubocznych, a wszystko jest już idealnie zagojone. Czy było warto? Zdecydowanie! :)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)