Testowanie maseczek powraca na blog! Tym razem będą to maski na tkaninie marki Soraya - w składzie mają one aż 96-98% składników naturalnych, co mnie zaskoczyło, bo nie wiązałam tej firmy z kosmetykami naturalnymi. Wszystkie maski już zużyłam i... wrażenia są pozytywne!
To, co można powiedzieć ogólnie to to, że maski nie mają zbyt intensywnych zapachów, są dobrze nasączone, ale w opakowaniu nie zostaje już dodatkowa esencja na dekolt. Maska zachowuje jednak nawilżenie podczas całego zabiegu. Płaty są dosyć duże i pocięte w wielu miejscach, przez co łatwiej je dopasować do różnych kształtów twarzy, co często stanowi problem w przypadku wersji azjatyckich. Trochę lepiej mogłyby być tylko wycięte okolice ust. Nakładamy je jedynie na 5-10 minut i resztki zostawiamy na twarzy. Esencja po wyschnięciu robi się lekko lepka, ale spokojnie da się z tym funkcjonować. Ja robiłam tak, że nie nakładałam już makijażu ani nie myłam twarzy do końca dnia lub zostawiałam esencję na noc.
Roślinne ukojenie
Jak nazwa wskazuje, maska ma nam dać poczucie ulgi... i tak się właśnie dzieje! Od razu po nałożeniu ma się wrażenie łagodzenia, ukojenia, które utrzymuje się także po ściągnięciu płatu. Skóra jest rozjaśniona, koloryt wyrównany, mniej zaczerwienień. Następnego dnia skóra też jest mniej podrażniona, ale nie utrzymuje się już ten efekt rozświetlenia. Ta maska chyba spodobała mi się najmniej z całej trójki.
Lawendowe nawilżenie
Ta maska miała najbardziej wyrazisty zapach z kwiatową nutą. Była tak cudownie delikatna, że miałam wrażenie nakładania na twarz łagodzącego mleczka. Po ściągnięciu skóra była dobrze nawilżona, koloryt wyrównany, brak jakiegokolwiek zaczerwienienia czy pieczenia. Dla mnie najfajniejszym efektem było zmniejszenie wydzielania sebum, także kolejnego dnia po zabiegu.
Roślinne wygładzenie
Po nałożeniu tej maski odczuwalne było mocne chłodzenie oraz pieczenie. Raczej nie jest to więc propozycja dla cer wrażliwych. Po zdjęciu twarz była lekko zarumieniona, ale w takim pozytywnym sensie, wyglądała zdrowo. Za to stany zapalne uległy złagodzeniu - następnego dnia po zostawieniu esencji na noc było nawet jeszcze lepiej!
Czy maski okazały się warte uwagi? W moim odczuciu jak najbardziej i według mnie nie ustępowały w działaniu azjatyckim wersjom. Ja otrzymałam je ze sklepu bee.pl, gdzie kosztują 7 zł za sztukę, więc to przyzwoita cena na skuteczną maskę w płacie.
*Wpis powstał we współpracy ze sklepem bee.pl

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)