Tak, dobrze widzicie - po pół roku przerwy pojawił się na blogu post! Tak, wiem, SZOK! A powrót nie mógłby być inny, jak charakterystyczny dla mnie tekst masek w płacie ;) Tym razem to marka When Beauty, z którą nie miałam wcześniej styczności i która kilka miesięcy temu (przepraszam, miałam to zrobić szybciej!) poprosiła mi o wypróbowanie ich produktów i przysłała mi kilka masek. Po opakowaniach możecie zobaczyć, że miałam okazję przetestować maski z dwóch serii.
Travelmate
Moja przygoda z marką When Beauty rozpoczęła się od maski Travelmate. Właśnie ta maska oraz dwie z tej serii, o których napiszę poniżej, mają niesamowicie fajną żelową strukturę. Taka forma bardzo przypadła mi do gustu. Maska jest zabezpieczona aż dwiema foliami z obu stron, po ich ściągnięciu otrzymujemy cienki, przyjemny, żelowy płat, który dobrze się nakłada i dopasowuje do twarzy.
Ta wersja ma świeży, lekko cytrusowy zapach, a po nałożeniu ma się uczucie miłego chłodzenia. Esencja dość szybko się wchłonęła, lecz pozostawiła ochronną warstewkę - dość przyjemną, bo nietłustą. Zgodnie z opisem producenta Travelmate ma łagodzić i nawilżać. Skóra faktycznie nabrała ładnego, brzoskwiniowego odcienia i była miękka w dotyku, ale moim policzkom brakowało jeszcze odrobinę więcej odżywienia. Co ciekawe, następnego dnia rano cera była w lepszej kondycji, wydawała się gładsza, a przebarwienia mniejsze, ale... wieczorem niestety zauważyłam nowe niedoskonałości, więc obawiam się, że coś zadziałało na mnie komedogennie.
Snow Magic
Teraz przyjrzyjmy się wersji Snow Magic, której zadaniem miało być rozświetlenie, regeneracja i... zmniejszenie zasinień pod oczami. Ta wersja również ma lekko cytrusowy zapach i daje efekt chłodzenia po nałożeniu. Po użyciu skóra była rozjaśniona, nawilżona i miękka w dotyku. Na początku esencja zostawiła lepką warstwę, która później się wchłonęła. Następnego dnia nie zauważyłam żadnej różnicy w cerze. Na pewno nie było też tu wpływu na cienie pod oczami - przynajmniej moje, które są dość odporne na zabiegi pielęgnacyjne ;)
Glamour Base
Glamour Base miała najdziwniejszy zapach ze wszystkich, ale całe szczęście był on słabo wyczuwalny, nie dawała też takiego efektu chłodzenia jak wcześniejsze. Moja skóra dosłownie wchłonęła esencję i nie pozostała na niej żadna warstewka. Za to skóra była dobrze nawilżona i miękka. Ogólnie jej kondycja się poprawiła - takie też było zadanie tej maski, pielęgnacja i jakby stworzenie bazy pod makijaż.
Smooth Out
Teraz przechodzimy do masek ze standardowymi płatami, które są cieniutkie i niestety dosyć mocno zlepione. Przy pierwszej masce miałam spory problem z rozklejeniem warstw, przy drugiej już zdawałam sobie z tego sprawę, więc byłam bardziej precyzyjna i cierpliwa.
Maska była wręcz zanurzona w esencji, więc z powodzeniem wystarczyło jej też na szyję i dekolt. Zapach był właściwie niewyczuwalny, efekt chłodu bardzo delikatny. Po ściągnięciu miałam wrażenie lepkości. Skóra nabrała ładnego kolorytu i była nawilżona, a następnego dnia zdecydowanie ładniej prezentował się na niej makijaż. Dobrze się trzymał, a cera produkowała mniej sebum. Być może była to zasługa kwasów BHA, które znajdują się w składzie i których zadaniem jest wygładzenie suchej skóry.
Firm Up
Na koniec zostawiłam maskę, która kolejnego dnia po użyciu zrobiła efekt wow, bo moja cera była w naprawdę świetnej kondycji i było to widać gołym okiem. Maska dedykowana jest cerze dojrzałej, ma działać ujędrniająco i antyoksydacyjnie. Wprawdzie przy stosowaniu miała pewne minusy - wypadła w nawilżeniu gorzej niż poprzedniczka, a zapach był chemiczny - ale za to miałam wrażenie, że nakładam na twarz łagodzące mleczko, co przyniosło niezwykle przyjemne uczucie ukojenia. Potwierdził to także wygląd cery, która stała się mniej zaczerwieniona.
Niezwykle spodobała mi się formuła tych żelowych masek, bo płat jest cieniutki, dobrze przylega i nie sprawia problemu z aplikacją. Natomiast maski "klasyczne" miały według mnie lepsze działanie. Jeśli pamiętacie, ja bardzo lubię maski w płacie i szczególnie zwracam uwagę na takie, po których widzę efekt kolejnego dnia, co w przypadku When Beauty w większości przetestowanych przeze mnie wersji dało się zauważyć.
*post powstał we współpracy z marką When Beauty

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! Jeśli spodobał Ci się mój blog, zapraszam do obserwowania, co będzie motywować mnie do dalszej pracy!
Nie reklamuj się - staram się zaglądać do wszystkich, którzy komentują moje posty.
Serdecznie zachęcam do dzielenia się swoimi opiniami na poruszane przeze mnie tematy :)